poniedziałek, 30 listopada 2015

ROZDZIAŁ 10

*Oczami Laury*
Siedziałyśmy z Mery na górze i słuchaliśmy jak bawią się chłopaki, mam nadzieję ze dobrze.
- Jak dacie na imię jak będzie chłopiec a jak dziewczynce? Nie mogę uwierzyć w to że będę babcią - mówiła uradowana Mery.
- Narazie jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy, teraz myślimy o tym jak to będzie czy poradzimy sobie w tak młodym wieku z rodzicielstwem. Wiem że będzie ciężko będą wzloty i upadki ale jeśli kochamy się szczerze to damy radę - powiedziałam.
- Wierze że dacie rade. Ross to dobry chłopak a ty na pewno będziesz dobrą mamą, i przecież jakby cos się działo to macie jeszcze mnie i tatę - powiedziała Mery.
- Kocham cię Mery - powiedziałam i ja przytuliłam.
- Ja ciebie tez Lau. I możesz mi mówić mamo jeśli tylko chcesz - powiedziała z troską Mery.
- Pewnie...mamo - powiedziałam. Fajnie jest mieć mówić do kogoś mamo.


*W tym samym czasie u chłopaków oczami narratora*
Ross tańczył na stole Mark spał na kanapie w salonie Jake w kuchni pod zlewem a reszta rozeszła się do domów.


* Oczami Laury*
Po paru godzinach usłyszałyśmy że impreza dobiegła końca, więc postanowiłyśmy zejść na dół zobaczyć co się działo, ale to co tam zobaczyłyśmy wywołało u nas lawinę śmiechu.
Ross tańczył z butelką w sukience na stole i mówił do niej cos typu: "Kocham cie Lau i kocham nasze maleństwo". Tata spał na kanapie w salonie na siedząco, a Jake...pod zlewem z moją szczotką do włosów. O boże jakim cudem to się stało? Hahaha. Przecież mieli dużo nie pic hahaha. Mery ich zabije jak wytrzeźwieją.
- Ross kotek chodź już spać - powiedziałam podchodząc do mojego chłopaka, a ten spokojnie zszedł ze stołu i stanął na przeciwko mnie.
- Dobrze, a będę mógł spać z tobą i maleństwem? - zapytał słodko trąc oczka.
- No dobrze. Ale juz chodź - powiedziałam i złapałam go za rękę tym sposobem prowadząc go do pokoju. Gdy byliśmy już w pokoju Ross zaczął się do mnie dobierać, tez w sumie miałam ochotę ale on był pijany i nie wiedziałam czy coś z tego wyjdzie. Wolałabym też nie ryzykować, bo nie chce zaskodzić naszemu dziecku. W tym wypatku zatrzymałam ręce Rossa, które chciały już zdejmować mi bluzke.
- Ej, kotku, co jest? - spytał ze smutkiem i wyczuwalną troską mój chłopak.
- Po pierwsze jesteś pijany, więc nie wiem czy coś z tego wyjdzie. A po drugie nie wiem czy nie zaskodzimy tym naszemu maleństwu. - odpowiedziałam ze zmartwieniem i smutkiem, bo mam na to ochote, ale nie wiem czy nie zaskodzimy tym naszemu skarbowi.
- Może masz rację, ale nie mogę się powstrzymać, proszę cię - blagał mnie.
- No, nie wiem. - odpowiedziałam niepewnie.
- Proszę cię, Lau. - błagał mnie dalej. No i co ja mam teraz zrobić? Ross napewno nie odpuści i będzie błagał mnie dalej, ale nie chce, żeby to zaskodziło naszemu dziecku.  A do tego ja też mam na to chęć. Chyba się zgodze, ale powiem mu, że musi być delikatny i ostrożny.
- No, dobrze. Może my to zrobić, ale musisz być delikatny i ostrożny, żebyś my nie zaskodzili naszemu maluszkowi. Dobrze?
- Dobrze, Lau. Będe delikatny i ostrożny. - potwierdził i wpił mi się zachłanie w usta. Od razu odwzajemniłam jego pocałunki. Nie mineła minuta, a Ross obioł mnie w tali i przyciągnął mnie bliżej siebie. A ja zarzuciłam mu moje ręce na jego szyji. Po chwili jego ręce wślizneły się pod moją bluzke i masowały moje plecy. Ross oderwał się od moich ust i przeniusł się na moją szyje. Ja jedynie jąknełam z roskoszy. Zaczeliśmy iść w strone naszego łóżka i o krok przed nim zatrzymaliśmy się. W tym momentcie Ross szybkim ruchem zdiął mi bluze i przy okazji T-shirt, tak że zostałam w biustonoszu. Nie pozostając mu dłużna zdjełam jego T-shirt. Poszliśmy o krok dalej i opadliśmy na łóżko. Ross zszedł z pocałunkami na mój biust. A ja jedynie jęczałam cichutko z rozkoszy. W tym czasie ja próbowałam odpiąć jego pasek od spodni. Nie wychodziło mi to najlepieji, więc Ross oderwał się na chwile od mojego biustu, rozpioł pasek i szybko zdjął spodnie, pozostając w samych bokserkach i wrócił spowrotem do mojego biustu. Kiedy  natrafił na materiał biustonosza, wślizgnął swoje ręce pod moje plecy, odpiął zapięcie i mi go zdiął. Zaczął sać mojego lewego sutka i jedną ręką ugniatać prawą pierś. Po jakimś czasie zmienił strony, a ja jedynie jęczałam cichutko z rozkoszy. Potem zszedł z pocałunkami niżej na mój brzuch, podbrzusze, aż doszedł do moich spodenek. Zdiął je ze mnie szybkim ruchem i za razem ściągnął ze mnie majtki, tak że byłam już naga. Ross wrócił do pieszczenia mnie pocałunkami. Zjeżdżał coraz to niżej, aż doszedł do mojej łechtaczki i mojej dziurki. Zaczął je lizać i sać. Ja wyłam się na wszystkie strony, tak jest mi dobrze. Byłam już mega podniecona i wiedziałam, że nie długo dojde. W tej właśnie chwili Ross przestał mnie lizać, podniósł się i szybkim ruchem zdiął swoje bokserki. Jego penis był już zwarty I gotowy, żeby we mnie wejść. Oparłam moje nogi na jego ramionach. Ross w tej chwili pochylił się do mnie i pocałował. Nawet nie zauważyłam kiedy we mnie wszedł. Ross oderwał się ode mnie i zaczął się powoli we mnie poruszać. Obedwoje mieliśmy przyśpieszone odechy i było nam bardzo dobrze. Z rozkoszy jęczałam cichutko, żeby czasem Mery lub mój tata nie przyszli i nie zobaczyli co robimy. Bo wtedy nie było by za dobrze. Poczułam, że zaczynam dochodzić, tak samo jak Ross. Po kilku ruchach doszłam i oblała mnie przyjemna fala rozkoszy. Ross za tem wyszedł ze mnie I spuścił się na mój brzuch. Wziełam chusteczke higieniczną z szafki i wytarłam mój brzuch. Po tym odłorzyłam ją spowrotem na szafke, a Ross połorzył się obok mnie. Obioł mnie w tali, a ja połorzyłam mu swoją głowe na jego klate piersiową.
- Kocham cię, Lau. - oznajmił po chwili. Uśmiechnełam się pod nosem. Wiem, że on też się uśmiechnął.
- Ja ciebie też kocham Ross. - oznajmiłam od razu i ziewnełam po chwili.
- Komuś tu spać się chce, co? - spytał z uśmiechem.
- No i to bardzo. - odpowiedziałam śpiąca.
- To dobranoc, Lau. - szepnął i ucałował mnie w czoło.
- Dobranoc Ross. - również szepnełam i po chwili odleciałam do krainy snów, tak samo jak Ross.








Salve!

Zdziwieni? Pewnie tak. Jak widzicie ja Patrycja-choclate Lynch, którą niektórzy znają, będe prowadzić tego bloga z Wiktorią Lynch, którą znacie:)
Mam nadzieje, że Rozdział wam się podobał, bo dawałyśmy z siebie wszystko  (tym bardziej, że ja nie miałam dużo czasu).
Pozdrawiam :*
Wasza Czekoladka ♥


czwartek, 19 listopada 2015

DZIEKUJE ! :*

Kochani dziękuję za tyle wyświetleń bloga! :* Nie spodziewałam się tego :* 37 obserwatorów i do tego prawie 12000 wyświetleń prawie się popłakałam jak to zobaczyłam :* Nie wiedziałam że ten blog się aż tak wam spodoba mam nadzieje ze zostaniecie ze mną do konca :*
POZDRAWIAM GORACO :* BUZIAKI :*** ♥♥♥♥ ♡.♡
#Wiktoria Lynch#

BARDZO WAŻNA NOTKA!

Hej! Czy może ktos by chciał mi pomóc w prowadzeniu tego bloga bo Kasia nie ma czasu a sama się z tym nie wyrobie :( piszcie w komach jak ktos chce to się jakos zgadamy :*


#Wiktoria Lynch#

ROZDZIAŁ 9

*Oczami Laury*
- Będziemy mieli dziecko. Poprostu stało się - powiedział Ross spokojnie.
- Wiedziałem że to się tak skończy, ale nikt mnie nie słuchał! Ja cię zabiję przecież ona ma dopiero 13 lat! Miałeś się do cholery pilnować! A ty młoda damo - zwrócił się do mnie - usuniesz tą ciążę czy tego chcesz czy nie!
- Nie! To jest moje i Rossa dziecko nie zabije go! - wykrzyczałam przez łzy - Mery powiedz mu coś!
- Mark, spokojnie nie można usunąć dziecka. Wiem że oni są bardzo młodzi ale być może dadzą sobie rade z maleństwem. - powiedziała Mery.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz?! Może będziemy szczęśliwą rodziną i będziemy wychowywać dziecko naszych dzieci?! -krzyknął wściekły tata.
- Tato proszę cię daj nam szanse - poprosiłam, a on spojrzał na mnie z pogardą.
- Jak mogłaś to zrobić?! Jesteś za młoda na dziecko! - krzyczał - Dam wam szansę, ale jeżeli nie wywiążecie się z odpowiedzialności rodzicielskiej oddamy dziecko do adopcji! Zrozumiano?!
- Dziękuję tatusiu! - krzyknęłam i rzuciłam się na ojca. Przytuliłam go a on to odwzajemnił i powiedział - Będę dziadkiem nie mogę w to uwierzyć.
- Naprawdę ci dziękuję Mark - powiedział Ross.
- Dobra ty się tak nie ciesz i tak masz przechlapane - powiedział mój tata.


*Oczami Rossa*
Boże ale szczęście ze Mark pozwoli nam wychować nasze maleństwo. Nie wiem co bym zrobił gdybyśmy musieli je oddać.
- No synu, teraz musisz być odpowiedzialny. Będziesz miał rodzinę za pare miesięcy - zwróciła się do mnie poważnie mama.
- Wiem mamo, damy sobie rade prawda Lau? - zapytałem obejmując moją dziewczynę.
- Oczywiście - powiedziała wtulając się we mnie.
*Tydzień później, u ginekologa*
- Wszystko dobrze, jest to 4 tydzień ciąża rozwija się prawidłowo dziecko będzie zdrowe - powiedziała Pani ginekolog. Zobaczyć własne dziecko to się nazywa uczucie, nie wiem jak je opisać chce się płakać i śmiać jednocześnie. Po chwili można było opuścić gabinet ginekolożki, więc zadowoleni wyszliśmy na korytarz gdzie czekali na nas mama i Mark.
- Córcia pokarz usg - powiedział Mark a Lau pokazała mu i mamie zdjęcia z usg oboje się uśmiechnęli kiedy je zobaczyli.
- Ross zwołaj dzisiaj kolegów pijemy za twoje dziecko i mojego wnuka lub wnuczkę - powiedział Mark.
- Mark on ma dopiero 16 lat do czego ty go namawiasz?! - krzyknęła wyraźnie zdenerwowana mama a Lau śmiała się pod nosem.
- Nie marudz dziecko trzeba opić - powiedział Mark całując mamę w policzek.
- Dobra, ale bez przesady chłopaki - zaczęła się śmiać mama.
Gdy wróciliśmy do domu zadzwoniłem po kolegów powiedziałem że jest wazna sprawa i mają do mnie przyjść. Po 20 minutach zjawili się wpuściłem ich i odrazu spojrzeli na mnie dziwnie gdy zobaczyli ucieszonego Marka i dużo alkoholu na stole.
- Chłopaki dzisiaj musimy opić cos ważnego - zacząłem.
- A co się stało? - zapytał Jake.
- Będę ojcem - powiedziałem a chłopaków zamurowało.
- Ale ze tak młodo? Kto jest matką? - zapytali zaskoczeni.
- Lau - powiedziałem a oni dostali takich oczu jakby miały im zaraz wylecieć. Lecz po chwili zaczęli mi gratulować. I wtedy zaczęła się zabawa...






Heeej miski :* jest kolejny rozdział za błędy z góry przepraszam :* next juz niedługo :*
#Wiktoria Lynch#



poniedziałek, 16 listopada 2015

ROZDZIAŁ 8

*Następny dzień oczami Laury*
Cały czas myślę o wczorajszej sytuacji z ta kretynką. Czy Ross mnie okłamał czy mówił prawdę. Rozmyślałam gdy nagle przerwał mi to mój chłopak.
- Co tam kotku chcesz może śniadanie? - zapytał słodko.
- Hmm...a co proponujesz?
- Co powiesz na zapiekankę? - podszedł do mnie i objął mnie w tali.
- Zapiekanka brzmi znakomicie - powiedziałam całując go w usta.
- Mmm...bosko całujesz - powiedział i jeszcze raz wpił się w moje usta.
- Kocham cię - powiedziałam szczerze gdy tylko się ode mnie odkleił.
- Ja ciebie tez skarbie - odpowiedział.
Staliśmy przytuleni gdy nagle poczułam nie miłe uczucie w żołądku i pobiegłam do toalety.
Ross pobiegł za mną i cały czas przytrzymywał mi włosy. Gdy skończyłam zwracać spojrzałam na Rossa, był wyraźnie zaniepokojony.
- Co ci jest? Z tym trzeba iść do lekarza - powiedział stanowczo.
- Nie, to pewnie zwykłe zatrucie - odpowiedziałam i przemyłam twarz.


*3 tygodnie później*
* Oczami Rossa*
Nie wiem co się dzieje z Laura cały czas wymiotuje. Rodzice juz dawno wrócili i chcą ją zabrać do lekarza, lecz ona jest uparta i mówi że nic jej nie jest. Moje rozmyślania przerwała Lau, która właśnie weszła do mojego pokoju z grobową miną.
- Ross, musimy porozmawiać - powiedziała a z jej oczu pociekły łzy.
- Co się stało? - zapytałem zdenerwowany a ona podała mi tylko mały kawałek plastiku z dwoma kreskami.
- Co to jest? - zapytałem jeszcze bardziej zdenerwowany.
- Bo ja...- nagle wybuchła płaczem. Podszedłem do niej i przytuliłem ją.
- Co się stało?
- Ross, ja jestem w ciąży - powiedziała a mnie zamurowało.
- Ale jak...jakim cudem? - byłem zaszokowany. Boże co ja zrobiłem ona ma tylko 13 lat!
- Prze...prze..przepraszam - powiedziała zanosząc się płaczem.
- Cśś...wszystko będzie dobrze kochanie - przytuliłem ją mocniej i sam się popłakałem. Mam zostać ojcem w tak młodym wieku.
*Oczami Laury, godzinę wcześniej*
Miałam dzisiaj WDŻ (jakby ktoś nie wiedział ,,wychowanie do życia w rodzinie") i mieliśmy dzisiaj temat o ciąży i jej objawach, to co ona powiedziała na ten temat zgadzało się z moimi objawami. Gdy tylko wyszłam ze szkoły wstąpiłam do apteki i kupiłam test ciążowy. Kiedy doszłam do domu poszłam do łazienki i tam wykonałam go zgodnie z instrukcją. Odczekałam 5 minut i wyszły dwie kreski przeczytałam co to znaczy i przeraziłam się. BYŁAM W CIĄŻY! Poszłam powiedzieć Rossowi on popłakał się razem ze mną. Nie wiem jak sobie damy radę, przecież jesteśmy jeszcze tacy młodzi. Postanowiliśmy iść powiedzieć rodzicom. Na pewno się wściekną. Powolnym krokiem zeszliśmy na dół gdzie siedzieli.
- Lau, co się stało? Dlaczego płaczesz? Ross cię zranił?! - wykrzyczał mój tata.
- Nie tato...ja poprostu...- i wybuchłam płaczem. Ross mnie objął.
- Nie zranił bym nigdy twojej córki ale stało się coś innego...- zaczął Ross.
- No to mów co się stało! - krzyknęła jego mama.
- Ja i Lau spodziewamy się dziecka...- powiedział i spuścił głowę.
- Co?! - krzyknęli wstrząśnięci informacją rodzice...






Heej miśki :* Sorka ze tak dlugo nie bylo rozdzialu ale nie miałam czasu caly czas szkola i dom :( mam nadzieje ze się spodoba rozdział :* Z góry przepraszam za bledy rozdział pisany na telefonie :*




   #Wiktoria Lynch#